61
Plenarne ścieżki / Re: Za garść miedziaków
« on: July 04, 2019, 12:54:24 PM »
w imieniu Najki (mającej problemy z zasięgiem), zgłaszam jej Shantę
This section allows you to view all posts made by this member. Note that you can only see posts made in areas you currently have access to.
To trzeba mieć pecha
Tu i tam pojawiła się pogłoska, opowiadana jako trącająca czarnym humorem anegdotka. Podobno kapitan kupieckiego statku, uratowany z wraku przez okręt Królewskiej Floty, tak ten co to walczył z Okrętem Widmo, został znaleziony martwy. Podobno ktoś go zasztyletował w jego domu, w dzielnicy Dywanów, w biały dzień. Sprawcy nie ujęto, a straż miejska uważa, że był to napad na tle rabunkowym. Zginęła bowiem biżuteria małżonki kapitana, której szczęśliwie nie było wtedy w domu.
Dziennik wraca do biblioteki
Wszem i wobec miasto obiegła wieść, iż dziennik którym pewien młodzian chwalił się na spotkaniu zaaranżowanym przez Królową Zarandę, zwrócony w końcu został do miejskiej biblioteki, a drużyny, które do tej pory nie zdecydowały się zejść do podziemi, mogły ustawić się w długiej (bardzo długiej) kolejce aby uzyskać dostęp do tomiszcza, którego na czas zakończenia ekspedycji zdecydowano się więcej nie wypożyczać w celu uniknięcia ponownego `zgubienia` informacji o lokalizacji krasnoludzkich tuneli.
W końcu tak właśnie się stało, a jedna z drużyn połączywszy wiedzę już posiadaną z licznych godzin spędzonych nad mapami kanałów jak i tymi z dziennika, na powrót dostępnego dla czytelników, udała się w stronę kanałów, aby za wskazówkami pozyskanymi ze stronic dotąd niedostępnego tomu, dotrzeć do krasnoludzkich podziemi rozciągających się pod miejskimi kanałami.
Spokój w burdelu
Słodka Róża znowu otworzyła swoje podwoje - ponoć grupka dzielnych bohaterów, w tym dwójka strażników miejskich, pomogła pani Róży i jej podopiecznym z potworem, który czaił się w łaźniach. Uradowani klienci mogą od dwóch dni znowu korzystać ze wszystkich dobrodziejstw przybytku, a dziewczęta nie mogą się nachwalić swoich wybawców, których ponoć właścicielka obsypała złotem.
Ale to pewnie tylko plotki, z tym złotem oczywiście - bo że zamtuz działa i że po karczmach krążą kolejne szczegółowe opisy strasznego, niewidzialnego potwora który tam grasował - to fakt.
Pierwsze koty za płoty
Od przyjazdu Królowej Zarandy wszyscy nie mówią o niczym innym jak o leżu smoka i o wyprawach, które się tam wybierają.
To tu to tam mówią, że pono jedna grupa już dziś ma ruszyć w kanały, aby odnaleźć zejście do krasnoludzkich tuneli. Wczoraj siedzieli w Łzach i ugadywali się w sprawie podziału łupów i szczegółów samej wyprawy.
Jedni mówią, że im szybciej tym lepiej, bo tunele jeszcze nie ruszone i może faktycznie wpadnie im jakiś łup. Za to inni mówią, że za szybko, że bez konkretnego planu i przygotowania wyjdzie im to tylko bokiem. Różne tałatjstwo pod ziemią. Choć każdemu się oczy aż świeciły jak mówili o skarbach.
Jakby na to nie patrzeć dziwna to zgraja. Randal Wryn stary poszukiwacz przygód, Obsidan Darkstone młody czarodziej handlujący magią, archeolog Jonas Forrd, Noromu Arias poszukiwacz artefaktów i pasterz - Peyton Cinderpunch. Nic z tego dobrego nie wyniknie...
Hoho, hoho do tuneli by się szło...
- Mój kuzyn dzisiaj o poranku wyruszył wraz z czwórką śmiałków do podziemi, będzie szukał jakiegoś starego testamentu rodzinnego. Ponoć moi przodkowi zostawili go tam przed laty, a ten stary dureń chce go odszukać, myśląc że coś zostawili dla niego w spadku, ha! - brązowo brody krasnolud żywo opowiadał o swoim kuzynie, który nosił imię Holkos. Już nie raz o nim opowiadał, już nie raz wspominał jak się odgraża, że kiedyś zejdzie do krasnoludzkich tuneli i w końcu zszedł.
- Czy po smoka idą? A dzie tam? To znaczy ja nie wiem. Holkos to chce ten testament zdobyć, ale grom go wie, jak głęboko będzie musiał zejść by go odnaleźć. A tamta czwórka, co ich wynajął? Ano to są te poszukiwacze przygód, co to właśnie pragną zejść do samego leża smoka - wyjaśnił krasnolud, odpowiadając na wszelkie pytania zainteresowanego towarzystwa. Piwo rozwiązało mu język, piwo i pochlebstwa, którym było zainteresowanie.
- No jak to gdzie poszli? Na północ się udali. Byłem tam, znam miejsce, to na plaży u podnóża góry - pokiwał głową i zanurzył w końcu usta w pysznym, ciemnym piwie.
W ciemność.
Coraz więcej głosów, rozmów, szeptów.
Wszystkie mówiły jedno - wyruszają!
Ktoś mówił o całej flocie, ktoś inny że jedynie stara łajba ma wypłynąć w poszukiwaniu jaskiń o których mówiła królowa. Wszystko sprowadzało się do tego, że kolejna ekspedycja miała wyruszyć by odnaleźć legendę.
- te dzikusy z calimshanu, stfu, jeno na szafot je dać, gdzie to się nadaje do poszukiwań smoczego leża? Z małpą na ramieniu chodzi, widziałby go kto, marynarzyk od siedmiu boleści.
Stary marynarz z jednym ocalałym zębem splunął na ziemię, pysk wierzchem dłoni otarł i pokiwał głową. Drugi - ten z sumiastym wąsem i bez jednego oka, westchnął.
- dzikusy, dzikusy. Ale podobnoz będzie ten, jak mu tam, Senner. On to dobry chłop, bogaty, mądry. Zna się na rzeczy. Ustawi tych... tych tam.
Kiwnal ręką chcąc już temat zakończyć.
Bo i co z tego ze wypływają? On to w życiu więcej widział niż te młokosy co jeszcze mleko pod nosem mają. Skarbów im się zachciało szukać, zamiast do uczciwej roboty się zabrać.