Od strony drogi pojawił się oślepiający, biały błysk, a sekundę później stały w tym miejscu dwie postacie.
Pierwszą był mężczyzna w czerwonych szatach. Jego przejrzyste, błękitne oczy lustrowały okolicę, a upierścienione palce skubały ciemnobrązową brodę. Dla ludzi obytych w świecie, na pierwszy rzut oka był to przedstawiciel Mulan, uprzywilejowanej ludzkiej rasy, która zamieszkiwała oraz rządziła Thay. Kolor jego szat wskazywał na to, iż był on członkiem Czerwonych Czarnoksiężników. Jednak jeśli posiadał tatuaż mocy, nie był on obecnie widoczny, gdyż mag miał narzucony na głowę kaptur. Jego czoło ozdabiała natomiast słota obręcz, w którą prawiono pokaźnych rozmiarów ametyst.
Towarzysząca mu osoba była przedstawicielką płci... pięknej. Zdecydowanie nie była czarodziejką, na co wskazywało jej ciężkie opancerzenie. Z jej twarzy ciężko było wyczytać w jakim jest nastroju. Była zirytowana, a może zwyczajnie znudzona? Natomiast dało się z całą pewnością zauważyć, iż w przeciwieństwie do swego towarzysza, nie była Mulan. Należała bowiem do ludzkiej rasy Rashemi. Jeśli przyjrzeć jej się bliżej, można było dostrzec na jej głowie tatuaż, który dla każdej osoby obeznanej z magią, pulsował lekką magiczną aurą.
Mag pokręcił głową z irytacją i wyciągnął niewielki dysk z wewnętrznej kieszeni swojej szaty. Chwilę przy nim majstrował w zamyśleniu, aż wreszcie zaklął cicho, choć niezwykle szpetnie.
- Wrota Baldura... Acamar nie potrafi nawet poprawnie rzucić zaklęcia teleportacyjnego. - Dysk ponownie zniknął we wnętrzu czarodziejskiej szaty, a mag wydał z siebie kolejne zirytowane westchnięcie.
- Wygląda na to, że będziemy musieli jutro skorzystać z pomocy gildii podróżników. Na litość Mystry, jak można pomylić Waterdeep z Wrotami Baldura?Mag w szkarłacie rozejrzał się po raz kolejny, tym razem dostrzegając płonące w okolicy ogniska oraz nieco większą grupę, zbierająca się przy jednym z nich. Wyglądało na to, że dominującą część grupy stanowiły... krasnoludy. Przewrócił oczami i pokręcił głową na boki.
- Cudownie, tego mi właśnie było trzeba. Towarzystwa kudłatych pokurczy... Chyba jednak przyjdzie nam tutaj spędzić noc. Mam tylko nadzieję, że będą potrafili trzymać swoje pchły przy sobie... Chodź, czasami trzeba poobcować z pospólstwem...Ruszył w stronę grupy pewnym, a nawet władczym krokiem. Cała jego postawa wskazywała na to, iż urodził się w wysoko postawionej rodzinie i przywykł do tego, aby patrzeć na innych z góry. Jednak lata gier politycznych sprawiły, iż jego twarz nie zdradzała nawet odrobiny niechęci w stosunku do krasnoludów.
- Dobry wieczór - Skinął nieznacznie głową w stronę owej... zbieraniny. Jednak dwójce ludzi posłał nawet oszczędny, acz szczery uśmiech. Fakt, iż musiał teraz rozmawiać z przedstawicielami rasy niższej nie znaczył o tym, iż musi zapominać o dobrych manierach.
- Jestem Saelos Lyundra, Czerwony Czarnoksiężnik, a to moja towarzyszka Zahra. Czy znajdzie się miejsce przy waszym ognisku? Obawiam się, iż pewien nie do końca kompetentny mag teleportował nas w złym kierunku.Osobom bardziej obeznanym w świecie i handlu, nazwisko Lyundra mogło kojarzyć się z jednym z dziewięćdziesięciu głównych Thayańskich rodów. Ten konkretny słynął z wytwarzania doskonałej jakości cudownych przedmiotów magicznych.
(Wygląd postaci
http://s15.postimg.org/q0ljiyv97/Czarnoksi_nik_twarz2.jpg)