Skoro jesteśmy przy tym temacie... Uwielbiam Kossakowską i dlatego zirytowała mnie kontynuacja "Siewcy". Straszliwie. Momentami pisana jakby na odwal się, z miejscami wyraźnego spadku weny i formy albo przyspieszoną na siłę akcją. Męczyłam się przez większość pierwszego tomu, drugi wydaje mi się znacznie lepszy.
Z powyższego powodu miałam pewne wątpliwości zanim sięgnęłam po "Takeshiego". I, jak się okazało, niesłusznie, bo mimo mojej osobistej miłości do angelologii, "Takeshi" podoba mi się znacznie, znacznie bardziej od cyklu anielskiego. Właśnie z tym całym "słowotokiem narratora", o którym wspomniała Coria, z nieporównywalnie bardziej zróżnicowanymi postaciami, ze światem opisanym tak barwnie i plastycznie, że pierwszy raz od dawna naprawdę miałam wrażenie, że wlazłam w książkę. Opis walki z demonami - majstersztyk, siedziałam w pociągu z rozdziawionymi ustami :D No i postać Takeshiego przemawia do mnie znacznie bardziej niż emo Daimon Frey *not a fan*.
Z polskiej fantastyki, to jeszcze w twórczości Piekary się lubuję. I Ziemiańskiego.
Martynę Raduchowską i jej "Demona luster" też czytało mi się całkiem przyjemnie, bardziej pod względem fabuły, niż języka, co prawda, ale jednak.