- Co jedziemy?
Rozległ się pisk nad uchem krasnoluda. Kapłanka wróciła już ze swoją torbą. Sięgnęła do jej środka, wyciągając małą, różowo-białą chusteczkę z inicjałami "A.F." i podetknęła Lornowi. Wychyliła się przy tym nad Ferrem, opierając nadgarstek o jego bark, tak, by mężczyzna mógł wziąć prezent bez wychylania się.
- Masz, obetrzyj się. Tylko potem to wypierz i mi oddaj! W kaplicy naszej Pani w Przystani. Przy okazji będziesz mógł złożyć datek, zbieramy już fundusze na Noc Śródlecia!
Dziewczyna znowu usiadła przy blondynie, a torbę położyła na ziemi. Wzięła swój gulasz, który cały czas stał na pniu, po czym zaczęła go znowu pałaszować. I przy tym gadać, nawet nie przerywając pożerania resztek chłodnego już posiłku:
- Na czym to ja? A, a tak! Jedziemy do Przystani, nie? Ja i... Ferr? Ferr! No, i ten jego kolega! W ogóle Ferr masz fajne imię. Podobne do mojego nazwiska! Mam po matuli nazwisko Furfur! Wiem, wiem, brzmi dziwnie i w ogóle nie brzmi calishycko, ale gdybyś znał moją matulę to byś się nie dziwił. Wiecie, że miała już sześciu mężów? I każdy z nich pechowo zginął. Zawsze musi mi dobierać takich ojczymów, którzy po dwóch latach wywalają nogi do góry. Ale cóż, miłość nie wybiera. Och, miłość jest wielka, miłość jest mnoga! No. I mówiłam już, że wracam właśnie z Wrót Baldura bo zostałam wyświęcona na kapłankę? Ależ się ucieszy moja przełożona! Tylko mam nadzieję, że mnie nie uściska. Ostatnio jak mnie przytulała to zgruchotała mi bark.
Gdy Lorn wspomniał o "kryzysie", dziewczyna najpierw gwałtownie nabrała powietrza, zasłaniając usta jedną dłonią, a potem odłożyła pustą już miskę po gulaszu na ziemię i wychyliła się ku mężczyźnie, opierając łokcie na kolanach.
- Hyyyy! O nie, kryzys miłosny! Trafiłeś w najlepsze ręce, wiem jak sobie poradzić z kryzysami miłosnymi! Po to tu jestem! Czemu akurat teraz ma nastąpić? Czyżbyś zaczął tęsknić za swoją ukochaną? Odkryłeś, że cię zdradza z innym? Znalazłeś inną damę swego serca i nie wiesz jak o tym powiedzieć poprzedniej?