Klasyczna trylogia mnie praktycznie wychowała w miłości do SF. Potem były książki z uniwersum (do dziś z łezką w oku wspominam małą batalię w bibliotece...). Potem była "nowa" trylogia" (a może duologia, bo "Mhłoczne Fitmo" absolutnie mnie odrzuciło?) i... nic. Więc, mimo sprzedania się, za idiotycznie tanie (tak, tak uważam, że potraktowano SW jak pannę przy autostradzie) pieniądze Disneyowi (który nie przypomina Disneya z dawnych lat) pieniądze - idę.
Czego oczekuję, nie wiem. Może dobrej zabawy, a może rozczarowania, że utopiłam całe 22 złote w błocie (ile browców bym za to miała, ha!) - nie wiem. Wiem, ze Śmoc jest z nami, Yoghurt już `se ne vrati`, a Świątynia Jedi (świetnie wszak opisana w książkach! no i Mara Jade!) sprawi, że zwątpię, co robię w kinie.
Ale... co mi tam.
Wiedźma pozdrawia tych, co idą w premierowy piątek i chętnie służy spojlerami od północy, w sobotę ;) A prywatnie, chętnie powymieniam się opiniami odnośnie tego epizodu ;)