1
Kieszonkowy Wymiar Administracyjny / Re: Nabór na Bajarza
« on: January 02, 2020, 11:24:20 AM »
Hej jestem Re (ten obrzydliwie przystojny), a to mój pomysł.
Ktoś kaszle, ale to normalne. W końcu jest chłodniej. Ktoś smarka krwią, to też nic wielkiego. Pewnie dostał w nos lub zażył coś.
Dziwnym jedynie jest fakt, że jest to coraz bardziej powtarzalne zjawisko. Na każdym kroku ktoś wygląda na chorego. Czy kupiec, czy dziwka, czy strażnik, czy nawet bogacz z Dzielnicy Ogrodów. Szpital Ilmaterytów już dano został zapełniony, a bogatsi szukali prywatnej pomocy u medyków. Jednak wszystkie metody były jednakowo bezskuteczne. Śmiało można założyć, że to zwykła epidemia i sama minie jak zbierze swoje żniwo. Problem jednak nie przemijał, ulice pustoszały a sklepy i zakłady były pozamykane do odwołania. Zazesspur przypominało miasto duchów, ciche i prawie bez życia. Nieliczni, których ominęła tajemnicza choroba zbierali się na narady, próbując szukać rozwiązania i dojść do sedna sprawy. Ze wspólnych ustaleń wynikało, że nikt od początku epidemii nie zmarł. Ludzie stawali się słabi, nadal ale żyli i byli poczytalni. Wyglądało to tak, jakby ktoś wysysał życie z całego miasta. Choć może być to tylko szaloną teorią tych nadwrażliwych, którzy zaczęli badać sprawę na własną rękę.
Ktoś kaszle, ale to normalne. W końcu jest chłodniej. Ktoś smarka krwią, to też nic wielkiego. Pewnie dostał w nos lub zażył coś.
Dziwnym jedynie jest fakt, że jest to coraz bardziej powtarzalne zjawisko. Na każdym kroku ktoś wygląda na chorego. Czy kupiec, czy dziwka, czy strażnik, czy nawet bogacz z Dzielnicy Ogrodów. Szpital Ilmaterytów już dano został zapełniony, a bogatsi szukali prywatnej pomocy u medyków. Jednak wszystkie metody były jednakowo bezskuteczne. Śmiało można założyć, że to zwykła epidemia i sama minie jak zbierze swoje żniwo. Problem jednak nie przemijał, ulice pustoszały a sklepy i zakłady były pozamykane do odwołania. Zazesspur przypominało miasto duchów, ciche i prawie bez życia. Nieliczni, których ominęła tajemnicza choroba zbierali się na narady, próbując szukać rozwiązania i dojść do sedna sprawy. Ze wspólnych ustaleń wynikało, że nikt od początku epidemii nie zmarł. Ludzie stawali się słabi, nadal ale żyli i byli poczytalni. Wyglądało to tak, jakby ktoś wysysał życie z całego miasta. Choć może być to tylko szaloną teorią tych nadwrażliwych, którzy zaczęli badać sprawę na własną rękę.