Author Topic: Pod koroną dębu  (Read 11795 times)

Karg

  • Gnoll
  • **
  • Posts: 13
  • Propsy: 0
    • View Profile
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #15 on: May 25, 2015, 09:30:21 PM »
Miecznik słysząc zgodę krasnoluda, położył dwuręczny miecz na ziemi i już chciał rozpinać pas, by ściągnąć resztę uzbrojenia. Jednak wtedy pojawił się mag i całe to czarowanie. Nigdy nie lubił magów. Matula zawsze mówiła... Jeśli czegoś nie rozumiesz lepiej do tego nie podchodź. Tak też wolał zrobić z propozycją czarownika. Owszem dom i cała ta przyjemna otoczka, nie była by zła. Ale jednak cholera to wie, czy to za chwilę nie wybuchnie, czy nie zacznie wierzgać na wszystkie strony. Wszak to magia... Spojrzał w stronę maga... i z uśmiechem od ucha do ucha i przymrużonymi oczyma odpowiedział mu.
-Wie pan gdybym chciał siedzieć w domu to bym z niego nie uciekał...
Po chwili jednak dotarła do niego propozycja kobiety z drugiego ogniska... Uśmiechnął się tym razem szczerze i podniósł miecz. Co ciekawe gdy się schylał teraz i wcześniej gdy kładł broń lekko stęknął i syknął z bólu. Widział na twarzy krasnoluda że zbytnio nie był zadowolony z całego towarzystwa jakie się zebrało u niego, więc nie będzie chciał mu przeszkadzać. Przynajmniej nie miał powodu.
-A ja się z wielką chęcią napiję... dawno już nic mocniejszego w ustach nie miałem.- "A bardzo by się przydało zachlać mordę" Pomyślał.
Podszedł do drugiego ogniska, ostrożnie odłożył ostrze i po chwili odpiął pas i reszta uzbrojenia spoczęła koło dwuręczniaka. Usiadł powoli i syknął już głośniej. Usadowił się w końcu i ściągnął z pleców tobołek. Zaczął w nim grzebać i w końcu wyciągnął z niego torebkę z sucharami i suszoną wołowiną, oraz pusty drewniany kubeczek. Był gotowy na nocowanie...

Vitkacy

  • Otiag
  • *****
  • Posts: 107
  • Propsy: 0
    • View Profile
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #16 on: May 25, 2015, 11:28:12 PM »
Hałasy i zapach ogniska spowodował, że nawet umarli by wstali ze swych grobów, a takim umarłym był właśnie blond włosy mężczyzna. Leżał sobie nieopodal na trawce próbując usnąć, jednak tego dnia chyba nie będzie mu to dane. Podszedł wolnym acz twardym krokiem do towarzystwa i rozejrzał się po obecnych.
- Można się przysiąść? - Spytał zachrypniętym głosem po czym odchrząknął by lepiej mu się mówiło.
Nie wyglądał na kupca lub ochroniarza. Może zwykły podróżnik? W sumie nie wiadomo. Ważne, że jego ubiór był dość specyficzny jak na podróż bowiem miał na sobie skórzaną kurtkę sięgającą lekko poniżej tyłka, zwykłe materiałowe spodnie oraz wysokie buty prawie pod kolano. Dlaczego specyficzny? Bowiem nie były to tanie materiały. Buty ze skóry jakiegoś gada, a kurtka była bardzo dobrze wyprawioną skórą wołową. Ciuchy warte swoje na rynku, ale nie rzucające się w oczy dla chłopów, a zauważalne przez wyższe warstwy społeczne. Ciemne oczy mężczyzny spojrzały na tą, która nosiła symbol Sune przy swoim ubraniu, lecz na spojrzeniu się skończyło. Broni przy sobie nie posiadał.

Ellnasar

  • Goblin
  • ***
  • Posts: 36
  • Propsy: 0
    • View Profile
  • ID: 67
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #17 on: May 26, 2015, 12:16:41 AM »
-Chciej się tu napić, z doborowym krasnoludzkim towarzyszem... Molrik zamilkł, a po chwili dodał.
-Zlecieli się tu jak muchy do gówna. Elf, pół elf, czerwone ludziki robiące dom z kartki papieru. Jeszcze orków brakuje do jasnej... przerwał, wstając i rozglądając się za jakimkolwiek śladem orków, po czym głęboko wciągnął nosem powietrze i usiadł. Rozumiem, żeby przysiadła się jedna czy dwie osoby, ale nie pięć... Zbulwersowany krasnolud, lekko kołysał kuflem martwo patrząc się w prawie pusto dno.
-Ja się nigdzie nie wybiera, rasnoludy, nie panienki, co nie umieją se w dziczy poradzić i muszą chodzić po wyczarowanych domkach. Poirytowany krasnolud zmarszczył ciemne krzaczaste brwi, podniósł swój kufel i następnie  skierował go w stronę kufla Ferthilda dodając tym razem po krasnoludzku:
Mam nadzieje, że ty się nigdzie nie wybierasz, bo na debila wyjdę.
« Last Edit: May 26, 2015, 01:36:52 AM by Ellnasar »

goon

  • Szczur
  • *
  • Posts: 7
  • Propsy: 0
    • View Profile
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #18 on: May 26, 2015, 02:36:47 AM »
[Pozwolę sobie dołączyć w imieniu braku zasad]

Czarny nos Teski co chwila zanurzał się w wilgotnej trawie, szukając ulotnego zapachu czegoś, jak oceniła, niebywale smacznego. Fukając i posapując zmierzała stałym, lekko spiesznym tempem w kierunku niemrawych głosów które dobiegały jej spiczastych uszu. Była głodna. Nie zważając na oddalające się nawoływania jej kompana wydeptywała świeże ślady, przeskakując kolejne konary i wystające korzenie których ziemisty fetor zdawał się maskować przyjemną woń mięsa. Nieśmiały  podmuch wilgotnego wiatru oznajmił jej, że od źródła swej nagłej niefrasobliwości dzieli ją już zaledwie kilkadziesiąt metrów. Przyspieszyła nieco, jej umięśnione nogi doskonale odnajdywały drogę wśród topniejącej już gęstwiny. Długi język omiótł jej wargi, gdy w końcu przystanęła, spoglądając na nieznajome sylwetki zgromadzone wokół ognisk w oddali. Westchnęła niemal bezgłośnie, co zabrzmiało jakby odnalazła coś, za czym się stęskniła. Po chwil już kołowała w ich stronę trzymając się granicy lasu, niesamowicie podniecona tym, iż póki co nikt jej nie widzi. Między uszami przegalopowała jej myśl o zostawionym w tyle towarzyszu, jednakże głód skutecznie stępił poczucie winy. Raz jeszcze oblizała potężne kły i skradała się dalej, podwijając pod siebie puszysty, srebrny ogon. Za sobą słyszała strzępki znajomego głosu... który pozwoliła sobie znów zignorować.
« Last Edit: May 26, 2015, 02:38:45 AM by goon »

Shagarot

  • Łupieżca Umysłu
  • *
  • Posts: 357
  • Propsy: 4
    • View Profile
  • ID: 58
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #19 on: May 26, 2015, 11:54:16 AM »
W postawie Czerwonych Czarnoksiężników zawsze widoczna była więcej niż nuta pewności siebie i przekonania o wyższości nad innymi. Była to zapewne jedna z przyczyn, dla których nie byli zbyt popularnymi kompanami. Dlatego też reakcja owej... grupy, nie zdziwiła Saelosa. Jedynie utwierdziła w tym, czego był pewien od dawna. Nigdy nie zrozumie... prostych umysłów. Nie mniej jednak dostrzegł, iż przynajmniej jedna osoba rokowała tutaj jakieś nadzieje. Uśmiechnął się nieznacznie i pokiwał głową, zabawiając się przy tym końcówką swej brody.
- Brandy z Moonshae? Widzę, że ktoś tutaj ma dobry gust. - Jeśli usłyszał słyszał słowa, lub dostrzegł gest wykonany przez mężczyznę zasiadającego przy drugim ognisku, to nie dał tego po sobie poznać. Od tego byli Thayańscy Rycerze, aby Czerwoni Czarnoksiężnicy nie musieli przejmować się tak irytująco przyziemnymi sprawami, prawda?
- Zatem zapraszam. Miło mi będzie gościć panią w mych - niestety - bardzo skromnych progach. Choć owszem, są to dość niskie standardy, to obawiam się, iż w tej chwili nie jestem w stanie zorganizować lepszego schronienia.
Ruszył w stronę wejścia do wyczarowanego schronienia, gdy nagle zatrzymał się w pół roku, zastanawiając się nad dość ważną kwestią. W końcu jednak wzruszył ramionami i spojrzał na swoją wytatuowaną towarzyszkę.
- Też możesz się napić Zahro, tylko niezbyt dużo.
Nie był przekonany o tym, czy kobieta będzie zainteresowana takim trunkiem. Jednak znał ją na tyle, aby zdawać sobie sprawę, iż w takiej sytuacji, bez jego zgody sama nie spróbowałaby nawet sięgnąć po alkohol. Cóż, nie dziwił jej się. W końcu jej najważniejszym obowiązkiem było dopilnowanie, aby Saelos pozostał przy życiu. Czy istniało godniejsze lub bardziej zaszczytne zadanie, które mogło wypełnić jej życie? Nie, zdecydowanie nie.
W środku parterowego domu umeblowanie było proste, jednak wykonane porządnie. Osiem zydli stało przy stole, na którym było osiem pełnych zastaw obiadowych. W kącie stało proste biurko, a pod jedną ścianą znajdowały się cztery piętrowe łóżka. Był tutaj nawet kominek, choć obecnie zagaszony. Mag w czerwieni wykonał nieznaczny gest dłonią i kolejno trzy zydle odsunęły się od stołu tak, aby można na nich wygodnie zasiąść. Kolejny gest ręki i niewidzialny służący opuścił dom. Wrócił jednak po chwili niosąc drewno opałowe, które umieszczał w kominku. Nie był jednak nazbyt silną istotą, więc ten proces mógł zabrać nieco czasu. W tym czasie mag wskazał obu kobietom zydle. Pół-elfce przy stole, centralnie na przeciwko jego własnego zydla. Zahrze zaś po swej lewej stronie, na zydlu bliżej wejścia do domu. Sam usiadł i odetchnął oszczędnie.
- Proszę wybaczyć mi moje maniery, ale chyba nie dosłyszałem Pani imienia. Jeśli się nad tym zastanowić, być może nie dosłyszała pani również mojego własnego miana. W takim wypadku ponowna prezentacja jest, jak najbardziej na miejscu. - Skinął delikatnie głową w stronę swego gościa. - Saelos Lyundra, a to moja niezwykle wygadana towarzyszka Zahra. - Posłał wytatuowanej kobiecie lekko krzywy uśmiech. O ile doceniał jej zdolności bojowe i towarzystwo, nigdy nie mógł zrozumieć jej niezwykle oszczędnego sposobu wysławiania się. Podczas, gdy on bawił się słowami i formował je w długie, niezwykle kwieciste i barwne zdania... ona zdawała się nigdy nie otwierać ust, jeśli nie było to niezbędne.
Arin (722) - Dziś o 21:04
@Shagarot (58)  zabiłeś mnie. Jesteś moim osobistym bogiem.

Tori (72) - Dziś o 21:06
Ja to  po raz kolejny napiszę: Shag jest Mistrzem tekstówek

Angie

  • Guest
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #20 on: May 26, 2015, 02:49:30 PM »
Dziewczyna wydęła na Czerwonego Czarnoksiężnika policzki, najwyraźniej oburzona podważaniem swoich kompetencji jako kapłanki bogini. Szybko jednak znalazła odpowiedź na zarzuty maga:
- Ooooch, smutni i nieszczęśliwi będą ci, którzy odrzucają miłość drugiej osoby! Miłość nie ucieka, miłość nie kłamie! Jej iskry... eee... iskrzą (!) wszędzie, gdzie są pary i nikt jej nie umknie, choćby się zapierał rękami i nogami! Oooooch, jakaż żałość jest tych, którzy wypierali się uczuć, a potem płakali rzewnymi łzami, gdy ukochana ginęła w ich ramionach, a oni nie mieli czasu by wyznać swą miłość! - szczebiotała głośno w uniesieniu, jednak ostatnie zdanie wypowiedziała już bardziej „praktycznym” tonem, bez takiego natchnienia – No. I nie ma co wybrzydzać! Gdyby twoja towarzyszka zdjęła zbroję i dała mi wziąć wymiary, to mogłabym jej uszyć jakąś ładną suknię, bo ten pancerz wygląda rzeczywiście dosyć zniechęcająco. Te kolce przy naramiennikach... można się na pewno nimi pokłóć przy przytulaniu! Hmmm...
Wbiła spojrzenie wielkich oczu o brązowych tęczówkach w Zahrę, taksując ją wzrokiem od dołu do góry. Przez chwilę była wyraźnie zamyślona i nawet się przymknęła. Gdy jednak mag wyczarował domostwo z pomocą zwoju, usta otworzyły jej się szeroko, jak u rybki, gdy ze zdumieniem obserwowała cudactwo. Wyjątkowo komfortowe cudactwo... Obejrzała się na resztę osób, które tłumnie dosiadały się do ognisk tworząc większy krąg. Słysząc pytanie Ferrthilda zaczęła wiercić się na pieńku i znowu wydęła policzki. Chyba nie była do końca pewna co ma zrobić. W końcu jednak, po chwili namysłu powiedziała cicho:
- Będzie im przykro, jeżeli nie wejdziemy! Ten zwój musiał być baardzo, baaaaardzo drogi i w ogóle. Pewnie użył go, by popisać się przed swoją towarzyszką! Ni-hi-hi~! Ja już znam takich co są susi... eee... chłodni? Chłodni na zewnątrz a mięciutcy i cieplutcy w środku! Muszę zadbać o nich! Sam widziałeś jacy są... raczkujący! Raczkujący gdy idzie o miłość! Potrzebują opieki! Och, Pani! Dajesz swej skromnej kapłance tyle okazji do czynienia dobra!
Zamilkła przez chwilę by nabrać powietrza, a gdy powróciła do mówienia, zmieniła już temat:
- Ale wrócę! Chcę tylko zobaczyć jak tam jest w środku! Tacy magowie pewnie się teleportują i w ogóle, jak chcą się gdzieś przenieść, a mnie od teleportacji kręci w nosie. Też jedziesz do Przystani Nemiry, prawda? Wyruszę z tobą! Tylko będziemy musieli się rano zatrzymywać przy jeziorkach i stawach. Muszę się mieć gdzie wymyć, prawda? Iiii potrzebujemy więcej ciastek, a mniej chleba. I może jakieś lusterko, zostawiłam swoje w kaplicy we Wrotach... Masz jakieś dodatkowe koce, prawda? No! To jesteśmy umówieni na przygodę! A teraz idę się zająć tymi nieszczęsnymi kochankami skrywającymi swe uczucia!
Powiedziała i wspierając się na ramionach siedzących przy niej krasnoludów, fiknęła do tyłu z konaru, zgrabnie lądując na palcach stóp i czmychnęła w stronę domku wyczarowanego przez Saelosa. Pewnie wkroczyła do środka, po czym zaczęła bez pozwolenia wściubiać nos gdzie się dało. Ostatecznie jednak skończyła przy kominku, z zachwytem obserwując lewitujące drewno, posłusznie znoszące się do paleniska.
- Panie magu! A ta chatka jak się zniknie się, no nie, to nie zniknie nas też? Bo od znikania szczypią mnie oczy, a moja przełożona będzie zła jak nie wrócę do kaplicy w porę! Tak tylko ostrzegam! Ma mięśnie jak... phi!
Prychnęła, gdy kolejne polana wleciały do kominka i nieco pyłu z paleniska wpadło jej do nosa. Nie ma się co dziwić, biorąc pod uwagę, że właściwie trzymała głowę w środku. Teraz ją cofnęła. Tak nawiasem mówiąc – ciągle się nie przedstawiła i nie wyglądało na to, by miała taki zamiar.
« Last Edit: May 26, 2015, 03:45:59 PM by Angie »

Skaje

  • Obserwator
  • Banshee
  • *****
  • Posts: 1056
  • Propsy: 24
  • Meow
    • View Profile
  • ID: 57
  • Postać: Desiderata Graves
  • Discord: Skaje/Nibynuszka
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #21 on: May 26, 2015, 03:05:05 PM »
Niechęć pozostałych, zwłaszcza krasnoludów do magii, Czerwonego czy elfów nie była dla niej zaskakująca, ale tylko sprawiła, że Niebieska stwierdziła, że odwiedziny w magicznym domu nie były złym pomysłem.
- Dzięki - odparła z lekkim uśmiechem w stronę maga. - Widziałam w życiu gorsze standardy, magiczna chata ma swój urok - dodała, wchodząc za Czerwonym do środka, zerkając tylko w przelocie na resztę "kompanii".
Będąc już w chatce rozejrzała się uważnie; sama nie miała okazji ani potrzeby do tej pory korzystać z tego konkretnego czaru.
Obecność kapłanki Sune nie była jej w smak, bo jej szczebiotanie było nieznośne. Uniosła jedną niebieską jak jej włosy brew w dezaprobacie,zerkając na dziewczynę z góry, ale nic nie powiedziała.
- Nie przedstawiałam się jeszcze - przyznała w odpowiedzi na jego wywód, siadając na zydlu, kątem oka tylko obserwując kapłankę.  Nazwisko maga jakby obiło się jej o uszy, nie okazała tego jednak. - Sulinae...Imden - przedstawiła się. Przed nazwiskiem lekko, nieznacznie się zawahała, jakby nie będąc pewną czy je podać. Mag mógł je jednak znać, rodzina Imden była dosyć znana i znacząca w Cormyrze no i zajmowała się głównie handlem. Co znaczyło, że Niebieska była wysoko urodzona. Nie do końca na to wyglądała, przynajmniej chwilowo.
Brandy stanęło na stole, a sama Suli po krótkim spojrzeniu na małomówną Zahrę i kolejnym na irytującą kapłankę przeniosła spojrzenie jasnych oczu na maga.
- Wspaniały popis umiejętności, jednak jak widać niedoceniony. Warto było? - spytała z lekkim, asymetrycznym uśmiechem, mając na myśli chatkę rzecz jasna.
If you don’t have a massive alternative universe in your head with developed people and stories, you’re lying.

Shagarot

  • Łupieżca Umysłu
  • *
  • Posts: 357
  • Propsy: 4
    • View Profile
  • ID: 58
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #22 on: May 26, 2015, 03:48:41 PM »
Czarnoksiężnik przyglądał się nastoletniej, rozszczebiotanej kapłance z uśmiechem na ustach. W jego spojrzeniu widać było mieszaninę rozbawienia i politowania, z niewielką nutą irytacji. Lata temu pewna kobieta próbowała przekonać go do dogmatów Sune... widząc teraz, iż kler płomiennowłosej bogini rekrutował swoich członków w azylium, upewnił Saelosa w jednym. Podjął słuszną decyzję wyśmiewając tamtą kobietę. Choć sam przed sobą musiał przyznać, iż był estetą. Doceniał ładne rzeczy, a kapłanki Sune zawsze były przyjemne dla oka. Choć ta konkretna niezwykle dotkliwie raniła jego uszy. Byłaby niezwykle ładnym "klejnocikiem", gdyby tylko umiała zawrzeć te swoje usteczka i siedzieć cicho dłużej niż dwie sekundy.
- Na Twoim miejscu nie grzebałbym przy kominku, drogie dziecko. - Była wszak dla niego dzieckiem, nieprawdaż? Ledwie nastolatka, podczas gdy on już dawno temu przeżył trzy dekady i był na półmetku w kierunku czwartej. - Jest to najmniej stabilny element zaklęcia. Obawiam się, iż ostatnia osoba, która wsadziła tam głowę zbyt głęboko... zniknęła na dobre.
Nie patrzył nawet w stronę kapłanki, gdy mówił te słowa. Spojrzenie utkwił na swym drugim gościu, a delikatny uśmiech na jego ustach świadczył o tym, iż łgał. Jednak ta wiewiórka, która najwidoczniej nadużywała pobudzających narkotyków, nie musiała o tym wiedzieć, prawda? Miał jednak szczerą nadzieję, że od tego jazgotu nie rozboli go głowa... jednak zawsze istniało jakże piękne zaklęcie... uciszenie. Co prawda użycie go w stosunku do jednego ze swych "gości" byłoby nietaktem, dla tego nie miał zamiaru uciekać się do takich metod. Przynajmniej na razie.
- Imden? - Jego uśmiech wyostrzył się nieznacznie. Znacząca rodzina, która słynęła z handlu. Można powiedzieć, iż byli pewną niewielką namiastką Czerwonych Czarnoksiężników. Oczywiście nic nie mogło równać się z niezwykłymi i licznymi enklawami, które znaleźć można było w niemal wszystkich krainach Faerun... Mimo to, wyróżniało to ową kobietę na tle reszty pospólstwa, które zebrało się na owej polanie. Cóż, młoda kapłanka również się wyróżniała... choć w niezbyt pozytywny sposób.
Mag uniósł nieznacznie prawą dłoń i pstryknął palcami. Ostatnie polano zostało wrzucone do kominka, w którym po chwili pojawił się płomień. Niewidzialny służący zjawił się przy stole, otworzył butelkę brandy i rozlał ją do trzech srebrzystych pucharków. Zgadza się, trzech. Ktoś najwyraźniej uznał, iż rude dziewczę jest zbyt młode, aby pić takie trunki... lub móc docenić w pełni ich walory smakowe.
- Twoje zdrowie, pani Sulinae. - Uniósł nieznacznie pucharek, a następnie upił oszczędny łyk brandy. Jego uśmiech wyrażał w pełni zadowolenie, co do jakości trunku.- Odpowiadając zaś na zadane pytanie... Oczywiście, że było warto. Nawet gdyby nikt nie miał zamiaru skorzystać z mojej gościnności, nie miałem zamiaru spać na ziemi. - Zmarszczył brwi, jak gdyby sama idea odpoczynku bez chociażby minimalnego komfortu, była dla niego nie do pomyślenia. Nie po to studiował magię i wytwarzał magiczne przedmioty na sprzedaż, aby spać na gołej ziemi niczym jakiś... barbarzyńca. - Natomiast jeśli idzie o gości... zawsze przedkładałem jakość ponad ilość.
Przeniósł wzrok na swą towarzyszkę i odezwał się do niej w Thayańskim dialekcie.
- Jeśli to rude szczenię nie przestanie jazgotać niczym niewytresowana niewolnica na targu, pokaż jej delikatnie, acz stanowczo, iż moja gościnność ma swoje granice.
Mówiąc to uśmiechał się wciąż uśmiechał się, a jego głos był pogodny. Był niemal pewien, iż młoda kapłanka nie zna jego ojczystej mowy. Natomiast jeśli idzie o drugiego z pośród jego gości... był bardzo ciekaw jej reakcji, jeśli poznała mowę Thayan. Ponownie zbliżył do ust pucharek i tym razem delektował się dłuższą chwilę zapachem brandy, nim upił kolejny, już nie tak bardzo oszczędny, łyk trunku.
Arin (722) - Dziś o 21:04
@Shagarot (58)  zabiłeś mnie. Jesteś moim osobistym bogiem.

Tori (72) - Dziś o 21:06
Ja to  po raz kolejny napiszę: Shag jest Mistrzem tekstówek

Sybirak

  • Otiag
  • *****
  • Posts: 136
  • Propsy: 0
    • View Profile
  • ID: 65
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #23 on: May 26, 2015, 04:16:28 PM »
-Tu mi dobrze.
Odzekł w ojczystej mowie wzruszając ramionami i kończąc krojenie chleba na kilka grubych pajd, po czym sięgnął po drewnianą miskę,cynową łyżkę i cynową chochlę, aby móc nałożyć zawartość bulgoczącego kociołka.
-Jak wolisz...ja nigdzie się nie ruszam póki co.
Rzekł do kapłanki , gdy postanowiła ich opuścić. Burknął jedynie pod nosem, gdy bez pytania oparła się o jego ramię i przełknął w ustach przekleństwo na temat nadpobudliwych ludzkich dziewcząt. Wzrok jednak uniósł gdy usłyszał nazwę jakiegoś cudacznego trunku, z którym dotąd nie miał styczności.
-Brandy...to jakaś kolejna woda po gnijących winogronach?
Zapytał marszcząc brwi pod kapturem.
-No więc...co Cię tu sprowadza...kupiec? Handel? A i masz jakieś naczynie, aby Ci nałożyć?
Zapytał mówiąc już po krasnoludzku skoro w większości zostali zostawieni na rzecz sąsiedniego ogniska lub magicznej chaty. Miło było w sumie móc otworzyć gębę do rodaka bez konieczności używania wspólnej mowy. Co do samej magii...nic do niej nie miał, zwłaszcza, że można było z jej pomocą ubić kilka goblinów, ale Czerwonych Czarodziejów nie darzył miłością ani zaufaniem.

Vitkacy

  • Otiag
  • *****
  • Posts: 107
  • Propsy: 0
    • View Profile
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #24 on: May 26, 2015, 05:27:57 PM »
Może i blondasowi zrobiłoby się smutno, że nikt mu nie odpowiedział, gdyby nie fakt, że często do ostatniej chwili jest ignorowany nawet w swojej własnej pracy. Tak więc został on z krasnoludami uznając milczenie za zgodę do przyłączenia się do wspólnego ogniska. Słysząc krasnoludzką mowę raczej nic z niej nie zrozumiał, ale przynajmniej potrafił zidentyfikować dziwaczny język. Wyjął ze swojej kurtki srebrną papierośnicę po czym wyciągnął z niej jednego ze skrętów i odpalił go od odstającej z ognia gałązki. Zapach tytoniu i diabelskiego ziela powoli niósł się razem z wiatrem, a przybysz w tym czasie zaczął odczuwać jego efekty. Nie znał się w sumie na alkoholach o których oni tutaj mówili, jeno podstawowy podział znał: Nie klepiące i klepiące.
- Wszyscy tutaj do Przystani Nemiry jedziecie? - Zapytał w końcu po wypaleniu kilku machów. Ot trza się odrobinkę zapoznać w towarzystwie.

Karg

  • Gnoll
  • **
  • Posts: 13
  • Propsy: 0
    • View Profile
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #25 on: May 26, 2015, 06:03:39 PM »
Miecznik pomasował lewy bok i spojrzał na mężczyznę który zapytał się go o ty czy wszystko w porządku. Wyszczerzył się do niego i odpowiedział po chwili.
-Taaak... bywało gorzej. Zresztą... to już przechodzi. Chociaż jeśli był by pan tak miły i by pan polał...
Wyciągnął w jego stronę rękę z kubkiem. Cóż co prawda mógł by sam sobie nalać, ale nie chciał już się ruszać, przynajmniej do póki alkohol nie zatrzyma bólu. Nie był on jakiś straszny, ale irytujący. Apogeum było kilka dni temu, miał gorączkę i nie mógł się ruszyć z miejsca. Całe szczęście spotkał jakiegoś kupca który wziął go na wóz i się nim zaopiekował. Możliwe że już by nie żył. Kupiec nie chciał nic w zamian, ale chłopak nie mógł pozwolić na coś takiego i zostawił mu większość swoich pieniędzy. Prawie nic ale zawsze coś, po czym ruszył w swoją stronę.
Odebrał swój kubek (Jeśli został napełniony) i na razie nie pił czekał na resztę.
-Połunowe Tarcze... brzmi groźnie...

Kass

  • Grumpy Owl
  • Łupieżca Umysłu
  • *
  • Posts: 398
  • Propsy: 2
  • Palivec: "Wszystko to gówno warte"
    • View Profile
  • ID: 3064
  • Postać: Ranivira
  • Discord: Kartofel
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #26 on: May 26, 2015, 06:14:15 PM »
Towarzystwo robiło się coraz gęstsze. Całe szczęście, że Saelos był takim....tak niezwykle wymuskaną osobą i lada moment zrobi się luźniej. I ciszej.
Wkroczyła do wnętrza chatki zaraz za magiem i towarzyszącej mu półelfce nie reagując na 'pozwolenie' napicia się. Alkohol nie był czymś, za czym by przepadała zwłaszcza w otoczeniu nieznajomych, a już na pewno gdy jej podopieczny ma zamiar się napić. I Loviatar wie co jeszcze.. Już miała zamknąć za sobą drzwi, gdy niestety gadatliwa dziewczynka Sune postanowiła wpakować się za nimi, jednak Zahra jedynie skrzywiła się lekko przepuszczając ją obok siebie.
- Nie. - Była to najwyraźniej jedyna odpowiedź jakiej mogła się kapłaneczka spodziewać. Zostało to na dodatek wypowiedziane takim tonem, że kolejna propozycja tego typu zapewne skończyłaby się obrażeniami zdecydowanie fizycznymi. Dlatego też polecenie wydane w ich ojczystym języku sprawiło, ze  woku wojowniczki pojawiła się iskra satysfakcji poparta skinięciem głowy.
Eona: To wiadomo co mnie obudziło - Aura autyzmu

Falco: Oficjalnie ogłaszam, że Kass otrzymuje badge`a "najsprawniej odpisującego gracz

Vesteng: Oto Kass w jej naturalnym środowisko. Spójrzcie na te oczy pełne życia, burze włosów... czyste szczęście. Stworzenia te żyją w symbiozie z kotami, które przynoszą im coś, co Kass widzi za szczęście, lecz tak naprawdę jest to pasożyt.

Angie

  • Guest
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #27 on: May 26, 2015, 07:41:17 PM »
Dziewczyna podejrzliwie spojrzała na kominek i cofnęła się od niego jeszcze bardziej. Najwyraźniej oględziny całego miejsca wypadły dość pozytywnie, bo wskoczyła na zydelek, dołączając do reszty towarzystwa. Okazało się jednak, że nie ma dla niej żadnego trunku:
- Hej! A dla mnie nic?!
Spytała z lekkim oburzeniem. Nie spojrzała nawet na butelkę brandy. Najwyraźniej chodziło jej o to, że w ogóle nie dostała żadnego napoju, a nie po prostu alkoholu. W sumie poprzednie określenie „drogie dziecko” pominęła milczeniem, więc chyba była przyzwyczajona do takiego traktowania. Słysząc, jak Czerwony Czarnoksiężnik mówi coś w obcym języku zmrużyła oczy. Nagle, wszystko zaczęło się łączyć w całość. Już rozumiała co tu się wyprawia.
Tuż po tym jak Saelos odezwał się po thayańsku do swej towarzyszki, kapłanka przyłożyła dłonie do ust i gwałtownie nabrała powietrza. Przez chwilę mogło by się wydawać, że zrozumiała co powiedział mężczyzna, stąd taka reakcja.
- Już łapię! - powiedziała konspiracyjnie do Sulinae obok której się rozsiadła. Oczywiście i Saelos i Zahra mogli usłyszeć co mówi, w końcu byli bardzo blisko. Kapłanka kontynuowała teatralnym szeptem – Och! Miłość jest płochliwa, miłość wymaga odwagi! Nasz gospodarz chce wywołać u swojej towarzyszki poczucie zazdrości i dlatego zaprosił dwie, młode, urodziwe kobiety, jakimi oczywiście jesteśmy! Och, miłość jest nieprędka, miłość dorasta w innych uczuciach! Cóż za niepoprawny plan! Z takich rodzą się wielkie tragedie i złe emocje! Wszystko zaplanowane od początku! Typowe dla magów! Pewnie teraz powiedział swojej ukochanej, coś w obcym języku, jakieś zapewnienie, że to nic takiego, że nawet mimo że są tutaj obce kobiety, to i tak... zapewnienie miłości, subtelne, aby reszta nie zrozumiała! Ni-hi-hi~! I... tak! I nie dostałam picia, abym mogła być dobrą przyzwoitką i opanować sytuację w razie problemów! Och, Pani! Jaką wielką odpowiedzialnością mnie obdarzasz!
Skończyła zwracać się do Sulinae niby-szeptem (bo przecież wszyscy „obgadywani” mogli usłyszeć to co mówi), po czym obróciła twarz ku Saelosowi. Na jej twarzy pojawiła się porozumiewawcza mina w stylu: „wiem o co tu chodzi i pomogę wam!”, po której, jakby nigdy nic, spytała:
- A co z jedzeniem? Umiesz wyczarować ciastka, nasz wstydliwy koch... mffufufu... prawie się zdradziłam, że o wszystkim wiem... eee... nasz przemiły i przesympatyczny gospodarzu?

Skaje

  • Obserwator
  • Banshee
  • *****
  • Posts: 1056
  • Propsy: 24
  • Meow
    • View Profile
  • ID: 57
  • Postać: Desiderata Graves
  • Discord: Skaje/Nibynuszka
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #28 on: May 26, 2015, 07:59:10 PM »
Sulinae zdecydowanie nie zdążyła odpowiedzieć nic na słowa maga, bo została zaatakowana obecnością kapłanki, która usiadła blisko,z decydowanie za blisko. Suli aż odruchowo się odsunęła. Po całej kapłańskiej tyradzie spojrzała na dziewczynę z dezaprobatą w uniesionych brwiach, a brwi miała stworzone do unoszenia w dezaprobacie, ostre i kształtne.
- Przede wszystkim nasz gospodarz nie zaprosił dwóch kobiet. Jedną, owszem. Dziecko wprosiło się samo - odparła kapłance półelfka ironicznie i chłodno jednocześnie. Irytowała ją niemiłosiernie w tej chwili ta dziewczyna, poza tym narzucała się jej i zakłócała przestrzeń osobistą. Miała ochotę walnąć ją czymś ciężkim. Pod ręką były tylko zydelki.
- Poza tym mam wrażenie, że ci tutaj radzą sobie nieźle, ale za to na zewnątrz dwójka pryz ognisku ma jakieś problemy ze swoimi uczuciami. Nie powinnaś zająć się też nimi? - spróbowała takiego frontu, a jej głos stał się nieco milszy, choć było to sztuczne. Zmrużyła przy tym lekko oczy.
Kapłanka naprawdę działała jej na nerwy.

If you don’t have a massive alternative universe in your head with developed people and stories, you’re lying.

Shagarot

  • Łupieżca Umysłu
  • *
  • Posts: 357
  • Propsy: 4
    • View Profile
  • ID: 58
Odp: Pod koroną dębu
« Reply #29 on: May 26, 2015, 08:28:57 PM »
Twarz maga nawet nie drgnęła. Wysłuchał tyrady kapłanki w całkowitej ciszy, a jego oblicze zdawało się być całkowitym ucieleśnieniem spokoju i wewnętrznej harmonii. Zahra znała go już na tyle, aby bez trudu móc rozpoznać ten stan. Saelos właśnie walczył sam ze sobą, próbując powstrzymać nieotwartą chęć zapoznania kapłanki ze swym ulubionym zaklęciem. Ostatecznie westchnął tylko cicho i nie zaszczycając rudzielca nawet odrobiną uwagi, odezwał się do wytatuowanej wojowniczki.
- Zahro, wskaż pani drzwi.
Następnie ponownie przeniósł wzrok na swą pół-elfią rozmówczynię. Uśmiechnął się nieznacznie i upił kolejny łyk brandy.
- O czym to rozmawialiśmy, zanim tak brutalnie nam przerwano?
W chwili obecnej istnienie kapłanki nie zajmowało nawet ułamka jego świadomości. Polecenie zostało wykonanie i wiedział już, że ruda nastolatka nie będzie już długo znajdować się w tym samym pomieszczeniu, co on. Mógł więc poświęcić pełnię swej atencji gościowi, który na to zasługiwał.
Arin (722) - Dziś o 21:04
@Shagarot (58)  zabiłeś mnie. Jesteś moim osobistym bogiem.

Tori (72) - Dziś o 21:06
Ja to  po raz kolejny napiszę: Shag jest Mistrzem tekstówek